"Jestem twardzielem zeskakującym z jadącego pociągu,
jestem Jane Bond, zawstydzająca tych chłopców,
jestem dziką karta i zamierzam ukraść twoją grę
Lepiej uważaj..."
jestem Jane Bond, zawstydzająca tych chłopców,
jestem dziką karta i zamierzam ukraść twoją grę
Lepiej uważaj..."
*Rosie*
Siedziałam właśnie w knajpce, gdzie pracuje mama i ciocia
Harrego i Nialla. Kobieta przyniosła mi moją ulubioną zupę, za którą
podziękowałam. Oglądałam właśnie mecz towarzyski drużyny Red Tigers z Rykers.
Nasza drużyna, czyli Red Tigers jeszcze nigdy nie wygrała, co lepsze nigdy nie
zakwalifikowała się do pucharu galaktyki. Najlepsze czasy i jedyne, kiedy
mieliśmy szanse na zdobycie pucharu były piętnaście lat temu, kiedy kapitanem był Aarch.
Tigers znów przegrali 10-0. Czego się spodziewać skoro nasz flux zniknął?
Zawsze chciałam grać o Puchar Galactik Football mimo, że rodzice surowo tego
zakazali. Teraz jest jeszcze gorzej. Po śmierci mamy tata się zmienił na
gorsze.
-Rosie wszystko w porządku?- z moich zamyśleń wyrwał mnie
głos rodzicielki mojego najlepszego przyjaciela. – co u ojca?
-Ja… wszystko w porządku. Muszę już iść do pracy- wzruszyłam
ramieniem i krzywo się uśmiechnęłam.
-Powiedz Harremu i Niallowi, żeby nie pakowali się w kłopoty.
-Spokojnie będę ich pilnować. Dziś trener kazał przyjść mi
wcześniej- wstałam i podałam jej miskę- dziękuję, jutro zapłacę- przytaknęła.
Ubrałam na siebie ciepły płaszczyk i wyszłam z lokalu. Wolnym krokiem ruszyłam
w stronę hali. Droga zajęła mi jakieś dziesięć minut. Weszłam na salę, a wszystkie
pary oczu skierowały się na moją osobę. Czternastu z nich grało, a reszta
dokładnie się im przyglądała- wcześniej oczywiście, teraz gapili się na mnie.
Nie zwracając na nich najmniejszej uwagi zdjęłam nakrycie i położyłam na
ławeczce. Podeszłam do trenera, który rozmawiał z jakimś szatynem. – jestem- Grey
spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem, a szatyn chamsko się uśmiechnął.
-Jeszcze do tego wrócimy -warknął na niebieskookiego. –
wracaj do gry- niewzruszony nastolatek znów wszedł na parkiet i grał przeciwko
chłopakom ubranym w zielone koszulki, dwóch z nich to Harry i Niall, którzy
według mnie grają na złych pozycjach. Styles jest świetnym bramkarzem, a Horan
obrońcą. – Rosie zaraz kończymy przetrzesz parkiet i pozamykasz –
przytaknęłam- przyniesiesz mi klucze, a ja ci zapłacę. Dobra?- warknął.
-Tak panie Grey – uśmiechnęłam się lekko i zabrałam się za
mycie podłogi. Ta hala sportowa jest naprawdę wielka. Po jakiejś godzinie
skończyłam i oni zapewne też, dlatego zabrałam specjalnego mopa do wycierania
sali na sucho i wyszłam z nim na parkiet. Nikogo nie było, zostały tylko piłki.
Zabrałam jedną i zaczęłam ją podbijać kolankiem robiąc różne triki.
-Ładnie jak na dziewczynę- usłyszałam za sobą i natychmiast
się odwróciłam. O ścianę stał oparty szatyn. Uśmiechał się w ten sam sposób co
wcześniej. – co dziś robisz?
-Sprzątam jeśli nie zauważyłeś- zaśmiał się pod nosem.
-Idziemy gdzieś?
-Muszę to skończyć- niebieskooki gdzieś zniknął. Głęboko
westchnęłam i zabrałam się do pracy. Najpierw pozbierałam piłki i włożyłam do
kosza.
-To co sprzątamy?- uśmiechnął się chytrze- a potem lecimy
coś zjeść?- uśmiechnęłam się i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Chłopak
włączył piosenki z telefonu i zaczęliśmy wycierać salę. Zajęło nam to jakieś trzydzieści
minut wliczając czas na wygłupy. Później pozamykaliśmy i już mieliśmy się rozejść,
ale Louis powiedział, że podwiezie mnie pod dom Greya. Wsiedliśmy na jego motor
i pojechaliśmy pod dom trenera- tyrana. Grey kiedyś grał w reprezentacji
Akillianu, a później … później wszystko się spieprzyło od piętnastu lat nie mamy fluxa.
Nie mamy drużyny, która kiedyś była o krok od zdobycia mistrzostwa. Mój tata
kiedyś grał. Pamiętam jak zabrał mnie na puchar, byłam o krok od śmierci, ale
uratował mnie. On i Robert byli przyjaciółmi, teraz nie gadają ze sobą. Grey
nawet mnie nie pamięta. Szatyn zatrzymał pojazd przed willą Roberta, a ja
zsiadłam z maszyny i poszłam oddać klucze. Dostałam też kasę.
-To cześć- powiedziałam i już miałam iść, kiedy złapał mnie
za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Moje dłonie spoczywały teraz na jego
umięśnionym torsie.
-Idziemy coś zjeść zapomniałaś? – uniósł jeden kącik ust do
góry.
-Muszę wracać do domu, pomóc tacie- mruknęłam.
-Jesteś śliczna- zgarnął niesforny kosmyk za moje ucho, a ja
już wiedziałam, że jestem czerwona jak burak. Zaczął się do mnie zbliżać.
Dzieliły nas milimetry, ale na całe szczęście zadzwonił mój telefon. Wyjęłam
białego iPhone i przejechałam palcem po wyświetlaczu.
(rozmowa, H- Harry, R- Rosie)
R- cześć, co tam?
H- gdzie jesteś? Mecz się już zaczął
R- wiem i za niedługo będziemy
H- my?
R- pa
Rozłączyłam się i wsunęłam komórkę do kieszeni. Wsiedliśmy
znów na motor Tomlinsona i pojechaliśmy pod Blues. Kiedy weszliśmy oczy wszystkich padły na nas. W tłumie odnalazłam
Harrego i Nialla. Już miałam do nich iść, kiedy Loui złapał mnie za nadgarstek i
ciągnął w stronę jakiś chłopaków. Mimo, że mieszkam tutaj siedemnaście lat nie znam zbyt
wielu osób. Przeważnie pomagam tacie w domu, sprzątam salę, ale jak już nikogo
nie ma. Mulat kiedy tylko nas zobaczył uśmiechnął się zadziornie i pokiwał
głową z politowaniem, natomiast ciemny blondyn w full capie nieco się skrzywił.
-Misiek to Zayn i Liam, chłopaki to Rosie – przedstawił nas
sobie, a mulat ucałował moją dłoń.
-Miło cie poznać Rose.
-Rosie chodź- usłyszałam za sobą na co natychmiast się
odwróciłam. Przede mną stali moi przyjaciele. Harry był zdenerwowany tak samo
Horan.
-Odpierdol się Styles – warknął Louis – i nie wtrącaj w nie
swoje sprawy.
-To jest moja sprawa, Rosie – patrzył na mnie wyczekująco.
-Cześć Loui- uśmiechnęłam się lekko i poszłam razem z
przyjacielem. Usiedliśmy przy naszym stoliku, a mama loczka przyniosła nam
cole. Popijaliśmy gazowany napój i oglądaliśmy mecz, kiedy usłyszeliśmy jakieś
trzaski. Poderwaliśmy się i pobiegliśmy na dół.
*Louis*
To za typ! Czy ja mu kradnę laski z przed nosa!? No może
tak, ale to inna sprawa, chociaż… nie, chcę ją po prostu zaliczyć. Widziałem
ten uśmieszek na twarzy Zayna, kiedy przyszliśmy. Spodobała mu się, no ale co
się dziwić? Jest ładna i zgrabna. Cały czas bacznie ją obserwowałem, ale
później przyszła Ally i zaczęła się kleić. Mogłaby się ogarnąć. Nie jesteśmy
już razem, a ona najlepiej by się czuła jakbym ją teraz tu i przy wszystkich
wyruchał. Nagle usłyszeliśmy trzask, normalnie to bym się tym nie przejął, ale
Rosie tam pobiegła. Trąciłem łokciem Liama i cała nasza trójka poszła za
blondynką. Jakiś gościu z obstawą groził dwóm innym. I co z tego! Czekaj to
Marko? Co ten ciul tu robi? Kłócili się co absolutnie miałem gdzieś, ale jak
ten kretyn zaczął startować do Rosie to mnie wzięło. Nie żeby coś, ale muszę się
z nią jakoś z kumplować, żeby ją przelecieć.
-Odpierdol się od niej – zasłoniłem ją swoim ciałem i
pchnąłem bruneta.
-Pożałujesz Tommo- warknął.
-Ey mam to!- wrzasnął radosny blondyn. Czy on ogarnia co tu
się dzieje, czy może jest taki durny jak jego lokaty kuzyn?
-Co znowu jakieś gówno?- zadrwił z niego Wincent, na co
zaśmiałem się pod nosem. Niall często bawi się w wynalazcę, ale za chuja mu nic
nie wychodzi.
-Marko wypierdalaj póki jestem jeszcze opanowany-
dziewiętnastolatek pchnął mnie, co było błędem. Odwróciłem się i posłałem Rosie
uśmiech. – pożyczam- zabrałem od Horana piłkę i zacząłem podbijać, a później
razem z Zaynem i Liamem zaczęliśmy naszą grę. Ten gościu, do którego mieli sapy
podał nam ją raz, ale w złym kierunku. Odwróciliśmy się i co? Zgon! Rosie jest
zajebista w żonglerce. Podała mi, a ja kopnąłem w stronę tych gości, którzy
zamiast zrobić unik dostali w łby. Piłka odbiła się od ściany, a potem leciała
w kierunku baru, gdzie stały różne butelki z alkoholem.
-Nie!- wrzasnęliśmy wszyscy, ale ten oszołom w lokach
obronił. Odetchnęliśmy z ulgą. Właściciel nas lubi, a my mamy mu zrobić rozróbę
w lokalu? Nieee, po co? Skoro mamy takie przywileje jak darmowe drinki, albo
cole. Gangsta sobie poszła, a my już mieliśmy się rozejść. Zastanawiacie się
czemu mówię na nich gangsta? To banalnie proste do pojęcia, lubie wkurzać
ludzi takich jak Wincent.
-Ey dzieciaki gracie w jakimś klubie?
-Gramy tylko tak- odpowiedział Zayn.- po co mamy się
ośmieszać?- zaśmiał się pod nosem.
-Oddech na Akillianie wymarł.
-Red Tigers to ofiary- dodał Harry.- najlepsi są Lightnings
– wow jak na idiotę ma dobry gust. Też jestem za Lightnings.
-A ty?- zwrócił się do Rosie, która stała obok Nialla.
Dziewczyna spuścił głowę.
-J -ja nie mogę. Muszę już iść pa chłopaki- cmoknęła w
policzek Horan, a później lokatego debila. Wyszła, a za nią tych dwóch gości.
Staliśmy tak i zabijaliśmy się spojrzeniem.
-Myślicie, że Aarch skompletuje tą drużynę marzeń?-
spojrzeliśmy na Liama.
-Że kto!?- wrzasnąłem.
-No Aarch. Nie gadajcie, że go nie poznaliście. – ciemny
blondyn nie dowierzał. Uderzyłem się w czoło, a potem wszyscy razem pobiegliśmy
za nim. Taka okazja może się nie powtórzyć. Niestety nie znaleźliśmy go już.
Nie było z nami też tego kretyna w kręconych włosach.
-Gdzie oszołom?- warknąłem w stronę jego kuzyna.
-Pewnie znowu śpi- westchnął i już miał wrócić do środka,
kiedy odezwał się Liam:
-Niezła ta twoja piłka, 100km/h nie? Taka jak w rozgrywkach.
-Jest za ciężka- zauważyłem. Po co Payne w ogóle z nim gada?
-Jakoś ci to nie przeszkadzało jak ją podbijałeś- warknął i
wszedł do środka.
_________________________________________
Okay mamy pierwszy rozdział jak wam sie podoba??