sobota, 21 grudnia 2013

1. Drużyna marzeń


"Jestem twardzielem zeskakującym z jadącego pociągu,
jestem Jane Bond, zawstydzająca tych chłopców,
jestem dziką karta i zamierzam ukraść twoją grę
Lepiej uważaj..."


*Rosie*
Siedziałam właśnie w knajpce, gdzie pracuje mama i ciocia Harrego i Nialla. Kobieta przyniosła mi moją ulubioną zupę, za którą podziękowałam. Oglądałam właśnie mecz towarzyski drużyny Red Tigers z Rykers. Nasza drużyna, czyli Red Tigers jeszcze nigdy nie wygrała, co lepsze nigdy nie zakwalifikowała się do pucharu galaktyki. Najlepsze czasy i jedyne, kiedy mieliśmy szanse na zdobycie pucharu były piętnaście lat temu, kiedy kapitanem był Aarch. Tigers znów przegrali 10-0. Czego się spodziewać skoro nasz flux zniknął? Zawsze chciałam grać o Puchar Galactik Football mimo, że rodzice surowo tego zakazali. Teraz jest jeszcze gorzej. Po śmierci mamy tata się zmienił na gorsze.
-Rosie wszystko w porządku?- z moich zamyśleń wyrwał mnie głos rodzicielki mojego najlepszego przyjaciela. – co u ojca?
-Ja… wszystko w porządku. Muszę już iść do pracy- wzruszyłam ramieniem i krzywo się uśmiechnęłam.
-Powiedz Harremu i Niallowi, żeby nie pakowali się w kłopoty.
-Spokojnie będę ich pilnować. Dziś trener kazał przyjść mi wcześniej- wstałam i podałam jej miskę- dziękuję, jutro zapłacę- przytaknęła. Ubrałam na siebie ciepły płaszczyk i wyszłam z lokalu. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę hali. Droga zajęła mi jakieś dziesięć minut. Weszłam na salę, a wszystkie pary oczu skierowały się na moją osobę. Czternastu z nich grało, a reszta dokładnie się im przyglądała- wcześniej oczywiście, teraz gapili się na mnie. Nie zwracając na nich najmniejszej uwagi zdjęłam nakrycie i położyłam na ławeczce. Podeszłam do trenera, który rozmawiał z jakimś szatynem. – jestem- Grey spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem, a szatyn chamsko się uśmiechnął.
-Jeszcze do tego wrócimy -warknął na niebieskookiego. – wracaj do gry- niewzruszony nastolatek znów wszedł na parkiet i grał przeciwko chłopakom ubranym w zielone koszulki, dwóch z nich to Harry i Niall, którzy według mnie grają na złych pozycjach. Styles jest świetnym bramkarzem, a Horan obrońcą. – Rosie zaraz kończymy przetrzesz parkiet i pozamykasz – przytaknęłam- przyniesiesz mi klucze, a ja ci zapłacę. Dobra?- warknął.
-Tak panie Grey – uśmiechnęłam się lekko i zabrałam się za mycie podłogi. Ta hala sportowa jest naprawdę wielka. Po jakiejś godzinie skończyłam i oni zapewne też, dlatego zabrałam specjalnego mopa do wycierania sali na sucho i wyszłam z nim na parkiet. Nikogo nie było, zostały tylko piłki. Zabrałam jedną i zaczęłam ją podbijać kolankiem robiąc różne triki.
-Ładnie jak na dziewczynę- usłyszałam za sobą i natychmiast się odwróciłam. O ścianę stał oparty szatyn. Uśmiechał się w ten sam sposób co wcześniej. – co dziś robisz?
-Sprzątam jeśli nie zauważyłeś- zaśmiał się pod nosem.
-Idziemy gdzieś?
-Muszę to skończyć- niebieskooki gdzieś zniknął. Głęboko westchnęłam i zabrałam się do pracy. Najpierw pozbierałam piłki i włożyłam do kosza.
-To co sprzątamy?- uśmiechnął się chytrze- a potem lecimy coś zjeść?- uśmiechnęłam się i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Chłopak włączył piosenki z telefonu i zaczęliśmy wycierać salę. Zajęło nam to jakieś trzydzieści minut wliczając czas na wygłupy. Później pozamykaliśmy i już mieliśmy się rozejść, ale Louis powiedział, że podwiezie mnie pod dom Greya. Wsiedliśmy na jego motor i pojechaliśmy pod dom trenera- tyrana. Grey kiedyś grał w reprezentacji Akillianu, a później … później wszystko się spieprzyło od piętnastu lat nie mamy fluxa. Nie mamy drużyny, która kiedyś była o krok od zdobycia mistrzostwa. Mój tata kiedyś grał. Pamiętam jak zabrał mnie na puchar, byłam o krok od śmierci, ale uratował mnie. On i Robert byli przyjaciółmi, teraz nie gadają ze sobą. Grey nawet mnie nie pamięta. Szatyn zatrzymał pojazd przed willą Roberta, a ja zsiadłam z maszyny i poszłam oddać klucze. Dostałam też kasę.
-To cześć- powiedziałam i już miałam iść, kiedy złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Moje dłonie spoczywały teraz na jego umięśnionym torsie.
-Idziemy coś zjeść zapomniałaś? – uniósł jeden kącik ust do góry.
-Muszę wracać do domu, pomóc tacie- mruknęłam.
-Jesteś śliczna- zgarnął niesforny kosmyk za moje ucho, a ja już wiedziałam, że jestem czerwona jak burak. Zaczął się do mnie zbliżać. Dzieliły nas milimetry, ale na całe szczęście zadzwonił mój telefon. Wyjęłam białego iPhone i przejechałam palcem po wyświetlaczu.
(rozmowa, H- Harry, R- Rosie)
R- cześć, co tam?
H- gdzie jesteś? Mecz się już zaczął
R- wiem i za niedługo będziemy
H- my?
R- pa
Rozłączyłam się i wsunęłam komórkę do kieszeni. Wsiedliśmy znów na motor Tomlinsona i pojechaliśmy pod Blues. Kiedy weszliśmy oczy wszystkich padły na nas. W tłumie odnalazłam Harrego i Nialla. Już miałam do nich iść, kiedy Loui złapał mnie za nadgarstek i ciągnął w stronę jakiś chłopaków. Mimo, że mieszkam tutaj siedemnaście lat nie znam zbyt wielu osób. Przeważnie pomagam tacie w domu, sprzątam salę, ale jak już nikogo nie ma. Mulat kiedy tylko nas zobaczył uśmiechnął się zadziornie i pokiwał głową z politowaniem, natomiast ciemny blondyn w full capie nieco się skrzywił.
-Misiek to Zayn i Liam, chłopaki to Rosie – przedstawił nas sobie, a mulat ucałował moją dłoń.
-Miło cie poznać Rose.
-Rosie chodź- usłyszałam za sobą na co natychmiast się odwróciłam. Przede mną stali moi przyjaciele. Harry był zdenerwowany tak samo Horan.
-Odpierdol się Styles – warknął Louis – i nie wtrącaj w nie swoje sprawy.
-To jest moja sprawa, Rosie – patrzył na mnie wyczekująco.
-Cześć Loui- uśmiechnęłam się lekko i poszłam razem z przyjacielem. Usiedliśmy przy naszym stoliku, a mama loczka przyniosła nam cole. Popijaliśmy gazowany napój i oglądaliśmy mecz, kiedy usłyszeliśmy jakieś trzaski. Poderwaliśmy się i pobiegliśmy na dół.
*Louis*
To za typ! Czy ja mu kradnę laski z przed nosa!? No może tak, ale to inna sprawa, chociaż… nie, chcę ją po prostu zaliczyć. Widziałem ten uśmieszek na twarzy Zayna, kiedy przyszliśmy. Spodobała mu się, no ale co się dziwić? Jest ładna i zgrabna. Cały czas bacznie ją obserwowałem, ale później przyszła Ally i zaczęła się kleić. Mogłaby się ogarnąć. Nie jesteśmy już razem, a ona najlepiej by się czuła jakbym ją teraz tu i przy wszystkich wyruchał. Nagle usłyszeliśmy trzask, normalnie to bym się tym nie przejął, ale Rosie tam pobiegła. Trąciłem łokciem Liama i cała nasza trójka poszła za blondynką. Jakiś gościu z obstawą groził dwóm innym. I co z tego! Czekaj to Marko? Co ten ciul tu robi? Kłócili się co absolutnie miałem gdzieś, ale jak ten kretyn zaczął startować do Rosie to mnie wzięło. Nie żeby coś, ale muszę się z nią jakoś z kumplować, żeby ją przelecieć.
-Odpierdol się od niej – zasłoniłem ją swoim ciałem i pchnąłem bruneta.
-Pożałujesz Tommo- warknął.
-Ey mam to!- wrzasnął radosny blondyn. Czy on ogarnia co tu się dzieje, czy może jest taki durny jak jego lokaty kuzyn?
-Co znowu jakieś gówno?- zadrwił z niego Wincent, na co zaśmiałem się pod nosem. Niall często bawi się w wynalazcę, ale za chuja mu nic nie wychodzi.
-Marko wypierdalaj póki jestem jeszcze opanowany- dziewiętnastolatek pchnął mnie, co było błędem. Odwróciłem się i posłałem Rosie uśmiech. – pożyczam- zabrałem od Horana piłkę i zacząłem podbijać, a później razem z Zaynem i Liamem zaczęliśmy naszą grę. Ten gościu, do którego mieli sapy podał nam ją raz, ale w złym kierunku. Odwróciliśmy się i co? Zgon! Rosie jest zajebista w żonglerce. Podała mi, a ja kopnąłem w stronę tych gości, którzy zamiast zrobić unik dostali w łby. Piłka odbiła się od ściany, a potem leciała w kierunku baru, gdzie stały różne butelki z alkoholem.
-Nie!- wrzasnęliśmy wszyscy, ale ten oszołom w lokach obronił. Odetchnęliśmy z ulgą. Właściciel nas lubi, a my mamy mu zrobić rozróbę w lokalu? Nieee, po co? Skoro mamy takie przywileje jak darmowe drinki, albo cole. Gangsta sobie poszła, a my już mieliśmy się rozejść. Zastanawiacie się czemu mówię na nich gangsta? To banalnie proste do pojęcia, lubie wkurzać ludzi takich jak Wincent.
-Ey dzieciaki gracie w jakimś klubie?
-Gramy tylko tak- odpowiedział Zayn.- po co mamy się ośmieszać?- zaśmiał się pod nosem.
-Oddech na Akillianie wymarł.
-Red Tigers to ofiary- dodał Harry.- najlepsi są Lightnings – wow jak na idiotę ma dobry gust. Też jestem za Lightnings.
-A ty?- zwrócił się do Rosie, która stała obok Nialla. Dziewczyna spuścił głowę.
-J -ja nie mogę. Muszę już iść pa chłopaki- cmoknęła w policzek Horan, a później lokatego debila. Wyszła, a za nią tych dwóch gości. Staliśmy tak i zabijaliśmy się spojrzeniem.
-Myślicie, że Aarch skompletuje tą drużynę marzeń?- spojrzeliśmy na Liama.
-Że kto!?- wrzasnąłem.
-No Aarch. Nie gadajcie, że go nie poznaliście. – ciemny blondyn nie dowierzał. Uderzyłem się w czoło, a potem wszyscy razem pobiegliśmy za nim. Taka okazja może się nie powtórzyć. Niestety nie znaleźliśmy go już. Nie było z nami też tego kretyna w kręconych włosach.
-Gdzie oszołom?- warknąłem w stronę jego kuzyna.
-Pewnie znowu śpi- westchnął i już miał wrócić do środka, kiedy odezwał się Liam:
-Niezła ta twoja piłka, 100km/h nie? Taka jak w rozgrywkach.
-Jest za ciężka- zauważyłem. Po co Payne w ogóle z nim gada?
-Jakoś ci to nie przeszkadzało jak ją podbijałeś- warknął i wszedł do środka. 


 _________________________________________
Okay mamy pierwszy rozdział jak wam sie podoba??





niedziela, 15 grudnia 2013

Początek


   Każda planeta naszej galaktyki posiada pokłady magicznej energii zwanej fluxem. Tutaj na Akillianie mówimy na nią oddech. Flux jest tak potężny, że musi podlegać kontroli. Wyjątkiem są mecze footballu, najwspanialszego sportu we wszechświecie.
   Niestety 15lat temu planeta Akillian padła ofiarą tajemniczego wybuchu, który zabrał nam oddech i pogrzebał szanse na zwycięstwo w pucharze Galactik Football.
   15 LAT BEZ DRUŻYNY Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA. NIC TYLKO LÓD I ŚNIEG.
   Ale nadzieja powraca. Młodzi, nowi zawodnicy chcą przywrócić Akillianowi oddech. Mają szanse odmienić nasz los. GALACTIK FOOTBALL. 



Obserwatorzy