„Wygrają
tylko ci, którzy wiedzą na czym im zależy.”
*Harry*
Obudziła mnie Rosie i powiedziała, że mam się szybko
ubierać, bo wszyscy czekają już tylko na mnie. Niechętnie poszedłem do łazienki
z czystymi ubraniami. Wziąłem szybki prysznic, a następnie ubrałem się w czarne
spodnie, biały t-shirt, na górę niebieską koszulę w kratę, a na nogi trampki.
Wszyscy siedzieli w salonie i czekali, aż blondynka zacznie mówić.
-Misiek, co jest?- wywróciłem oczami. Do każdej laski mówi
„misiek” to jest po prostu żałosne.
-Bo dzisiaj gramy ten mecz z Shadows na naszym stadionie i
pomyślałam, że moglibyśmy poprosić, żeby ktoś zasiadł na trybunach. Lepiej by
nam się grało i w ogóle- uśmiechnęła się nieśmiało.
-Rosie wątpię, że ktoś przyjdzie, bo ten stadion jest
przeklęty- jej entuzjazm został zgaszony przez Liama. Szczerze? To go lubię
najbardziej z całej tej trójcy pajaców. Rose posmutniała i chciała odejść, ale
zatrzymał ją Malik. A ten co odpierdala? Też chce ją przelecieć, może z
Tomlinsonem palują trójkącik? Wiecie taka grupowa orgia. Tylko, że ja nie
pozwolę im jej skrzywdzić.
-Aniołku, zawsze warto spróbować. Chodźcie- kiwnął głową w
kierunku drzwi. Nałożyliśmy kurtki i poszliśmy w stronę knajpki, gdzie pracuje
mama. Teraz wszystko się zmieniło. Ludzie traktują nas inaczej. Jesteśmy niczym
gwiazdy Akillianu. Mama jak zwykle stała za kasą i przyjmowała zamówienia.
-Cześć mamo- przywitałem się z kobietą uściskiem i buziakiem
w policzek.
-Dzień dobry- powiedziała Rosie i również znalazła się w
ramionach mojej rodzicielki. Reszta błąkała tylko niezrozumiałe dzień dobry.
-Witam, co sprowadza moje gwiazdeczki w te skromne progi?- z
zaplecza wyszedł właściciel i każde z nas przywitał bardzo serdecznie. Postawił
nam cole na koszt firmy. W sumie to całe gwiazdorstwo zaczyna mi się podobać.
Jeśli grając w Galactik Football, będę dostawał colę za free, to mogę grać do
później starości.
-Chcielibyśmy was prosić, żebyście przyszli nam kibicować na
stadion- powiedziała Amanda. Jeszcze jej nie wybaczyłem, zresztą Niallowi też.
Nie powinien wyjawiać sekretów przyjaciół obcym laską, które zawrócą mu w
głowie.
-Żartujecie sobie?!- wrzasnął jakiś facet. – nikt nie
wejdzie na ten przeklęty stadion!- wywróciłem oczami. Przecież żadnemu z nas
nie zależy, żeby on się tam znalazł. Chcemy tylko, żeby nasze rodziny nas
wspierały! Siedzieliśmy wszyscy przy jednym stoliku i gadaliśmy jak starzy
przyjaciele. Jakby mi ktoś miesiąc temu powiedział, że będę siedział przy
jednym stoliku z Louisem, Zaynem i Liamem, to bym go wyśmiał, a teraz? Nawet
cieszę się, że gram z nimi w piłkę, ale mam odruch wymiotny, kiedy widzę co
próbują zrobić mojej przyjaciółce.
-A ty dokąd?- zapytał Tomlinson, kiedy Rosie wstała.
-Idę do taty, może chociaż on przyjdzie- widać było, że to
dla niej dużo znaczy.
-Pójdę z tobą-wywróciłem oczami, a oni wyszli.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a potem poszliśmy do akademii na trening. Aarch
się troche wkurzył, że nie ma Louisa, ale jak powiedzieliśmy, że poszedł z
Rosie do Noraty, to wyluzował.
*Rosie*
Cieszę się, że Louis poszedł ze mną do domu, żeby zaprosić
tatę na mecz. Chciałabym, żeby mnie wspierał zwłasza, że od tego meczu zależy
nasza przyszłość. Jeśli wygramy to wyjdziemy z grupy i polecimy na Stadion
Genesis i dalej będziemy walczyć o puchar galaktyki. Zadzwoniliśmy dzwonkiem do
drzwi mojego domu, a po chwili otworzył mój tata.
-Rosie, gdzie byłaś? Aarch mówił, że uciekłaś- spuściłam
głowę. Zachowałam się nieodpowiedzialnie uciekając, jak smarkula, powinnam
stawić czoło swoim problemom, a nie jak ostatni tchórz uciekać i myśleć, że
samo się jakoś ułoży.
-Przepraszam tato. Chciałam cie zapytać, czy przyjdziesz na
mecz.
-Tak, będę oglądał w knajpce razem z innymi.
-Ale ja chciałabym, żebyś przyszedł na stadion.
-Rosie nie wejdę na ten stadion, mogłem cie wtedy stracić,
zupełnie jak twoją matkę- przytaknęłam, a później się z nim pożegnałam.
Rozumiem go, boi się, że znów wydarzy się jakaś tragedia i mnie straci. Tego
dnia, kiedy był wybuch, poszłyśmy z mamą na finał. To było coś niezwykłego, dla
takiego małego dziecka jak ja. Bardzo się cieszyłam, że razem z mamą tam
poszłyśmy. Wszystko było pięknie, aż nadszedł moment, kiedy to nasi
mieli strzelić decydującego gola. Wszystko zaczęło się trzęś, a ludzie zaczęli
panikować. Zginęło wiele ludzi, w tym mama, spytacie co się stało ze mną? Cóż
to prosta odpowiedź, tata użył fluxa i mnie stamtąd zabrał.
-Wracamy?- zapytał, przystając i patrząc na mnie z
uniesionymi brwiami.
-A twoi rodzice?
-Nie są warci tego, żeby ich zapraszać- ruszył przed siebie.
Szybko go dogoniłam i złapałam za ramię, zmuszając, aby się zatrzymał i
porozmawiał ze mną.
-Nie mów tak, na pewno by przyszli. Kochają cie… -głośno
prychnął i wywrócił oczami.
-Oni kochają tylko kasę, na mnie mają wyjebane, zresztą ja
na nich też, chodź- złapał za mój nadgarstek i ciągnął w stronę stoiska z
gorącą czekoladą. Kupił dwa kubki i jeden mi podał. Usiedliśmy na ławce i
rozmawialiśmy. Głównie chodziło o moją ucieczkę. Pytał gdzie byłam, ale nie
powiedziałam. Nie wolno mi, bo obiecałam Archiemu, że będę udawać, że nie
pamiętam, bo przecież „wymazał mi pamięć”.
-Rosie nie uciekaj więcej, dobra?- przytaknęłam, a potem
chłopak przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. –martwiłem się o ciebie-
to miłe, że się martwił. – brakowało mi cie na skrzydle, bo Amy jest za wolna.
-A wy faceci wolicie szybkie- zaśmiał się pod nosem, a potem
pocałował w czoło.
-Wracajmy, bo Aarch nas zabije- wstaliśmy i wróciliśmy do
akademii. Szybko poszliśmy do sali, gdzie ustawiony był holotrener. Eddie
wrzucił nas do środka i zaczęliśmy trening. Szło nam dobrze, a wyszliśmy po
dwóch godzinach. Poszłam się wykąpać, a potem przebrałam się w dresy i
koszulkę. Usiadłam w salonie na sofie i włączyłam telewizor. Oglądałam nowy
serial, kiedy przed oczami stanął Zayn w samym ręczniku. Czułam jak moje
policzki robią się czerwone. Chłopak przeczesał włosy, a ja zauważyłam na jego
ręce bransoletkę. Identyczną ma Sonny! Ciekawe co to oznacza?
-Aniołku mówię do ciebie- mruknął.
-Przepraszam, co mówiłeś?
-Czy widziałaś mój telefon?- pokiwałam przecząco głową. –
podoba ci się to co widzisz?
-Masz na myśli gołego faceta, który przede mną stoi?- nie
traciliśmy ze sobą kontaktu wzrokowego.
-Między innymi, chcesz możesz zrobić zdjęcie, wystarczy na dłużej-
wyjęłam komórkę i cyknęłam fotkę. –hej- zaśmiał się. – co robisz?
-Wystarczy na dłużej- uśmiechnęłam się.- wiesz, młodszy się
nie robisz.
-Zmieniłaś się- zmarszczyłam brwi.- nie jesteś już taka
nieśmiała, jak na początku- spuściłam głowę. Może nabrałam trochę więcej
pewności siebie, ale to przecież wcale nie znaczy, że się zmieniłam. Nadal
krępują mnie takie rzeczy jak pocałunki w miejscach publicznych, rozmowy o
seksie i widok Zayna z ręcznikiem przewieszonym na biodrach, który stoi przede
mną. – dobra uciekam, widzimy się później? –przytaknęłam, a on sobie poszedł. Obejrzałam
jeszcze jeden odcinek i poszłam do pokoju się przebrać, później pewnie
pójdziemy do knajpki, a ja nie chcę wyglądać jak sierota. Weszłam do pokoju,
gdzie Amanda wybierała ubrania. Nie mam pojęcia, jak mam się w stosunku do niej
zachowywać. Wiem, że postąpiła źle, ale też jestem jej wdzięczna. Jest mi
przykro, ale cieszę się, że powiedziała prawdę, którą ja bałam się wyjawić.
Trzasnęłam drzwiami, mimo, iż chciałam je zamknąć po cichu.
-Rosie- dziewczyna się odwróciła w moją stronę i niepewnie
podeszła za spuszczoną głową.-ja… Rosie przepraszam, ona mnie zmusiła. Wiesz…
ona zawsze chciała, żebym była jak moja siostra… IDEALNA, ale ja nie potrafię.
Proszę wybacz mi, naprawdę cie lubię i…- nie czekając dłużej przytuliłam ją.
-Dziękuję Amy- odsunęła się ode mnie i patrzyła
zdezorientowana. –dziękuję, że im powiedziałaś, bo ja nie miałam odwagi- teraz
to ona mnie przytuliła. Tkwiłyśmy w niedźwiedzim uścisku, kiedy do pokoju
wszedł wujek. –cześć- uśmiechnęłam się lekko.
-Rosie nie strasz mnie tak więcej- przytulił mnie i gładził
po włosach.
-Przepraszam, to było nieodpowiedzialne.
-Jako trener jestem wkurzony, bo drużyna mogła przez ciebie
przegrać, ale jako wujek, cieszę się, że wróciłaś i nic ci nie jest- pocałował
mnie we włosy, a potem wyszedł, mówiąc tylko, że mamy się pośpieszyć. Zabrałam
ze swojej szafy rajstopy, szorty, białą koszulkę z jakimś nadrukiem i poszłam
do łazienki się przebrać. Rozczesałam włosy i pozostawiłam je rozpuszczone.
Pomalowałam tylko usta błyszczykiem i włożyłam go do kieszeni. Po mnie do
łazienki weszła Amanda. Drzwi naszego pokoju, a wszedł przez nie blondyn.
Przysiadł obok mnie na łóżku i głęboko westchnął. Zakrył sobie twarz dłońmi,
apotem przeczesał nimi włosy. Opadł łokcie na nogach i wziął głęboki wdech.
-Przepraszam mała, nie chciałem- rzuciłam się na niego z
uściskiem. Brakowało mi go, tego jak mnie przytula i naszych wspólnych
wieczorów, podczas których wsuwamy pizzę i oglądamy mecze lub po prostu gramy
na konsoli. –nie powinienem, mówić o tym Amy, ale lubię ją i…
-Rozumiem Niall i wybaczam, ale pod warunkiem, że zamówimy
dziś pizzę i obejrzymy jakiś dobry film z Harrym.
-Masz to jak w banku mała- zaśmiał się, a potem cmoknął w
policzek. Amanda wyszła z łazienki i wszyscy razem wyszliśmy do salonu, gdzie
czekali już tylko na nas wujek i reszta. Ubrałam czarną skórzaną kurtkę i
vansy, a potem wyszliśmy. Taksówką zajechaliśmy na stadion. Przebraliśmy się w
szatni, w nasze stroje sportowe, a potem wysłuchaliśmy taktyki i słów wujka.
-Nie przejmujcie się pustymi trybunami i tym, że nie ma dla
kogo grać. Ludzie jeszcze nie są gotowi by wyjść na stadion. Pamiętacie, że
gracie dla siebie, gracie, by spełnić marzenia, a przede wszystkim, żeby
udowodnić galaktyce, że oddech Akillian nadal żyje, a my mamy szansę na puchar!
-Snow Kids gola!- wrzasnęliśmy wszyscy, zakładając dłonie w
środku koła i unosząc je w górę. Weszliśmy na rampę, a ona zaniosła nas na
boisko. Staliśmy oko w oko z Shadows. Zayn, Louis i Liam mierzyli się wzrokiem
z Marko, który tylko chytrze się uśmiechał.
-O wiedzę, że laleczka wróciła- puścił mi oczko. – szkoda,
że to wam i tak nie pomoże wygrać ofiary.
-Zobaczymy- Tomlinson wyprostował się.- pokaż na co cie stać
Vincent- rozłożył ramiona, a później zajęliśmy pozycje. Zayn zaczął walkę o
piłkę, którą przejął Marko. Biegł w stronę naszej bramki, ale Amy odebrała mu
kulę i podała do Liama. Wymiana między nami trwała długo i rozgrywała się
między środkiem boiska, a napastnikami. Marko biegał po całej murawie i
przejmował piłki. Znów miał okazję do strzału, ale po raz kolejny Quest nie
pozwoliła mu się dostać do bramki. Wkurzony Vincent podszedł do niej i pchnął.
Szybko do niej podbiegłam i pytałam, czy nic jej nie jest. Brunet stał nad nami
z uniesionymi dłońmi na wysokości głowy, że niby nic nie zrobił.
-Amy wszystko dobrze?- brunetka pokiwała pionowo głową, a
potem pochwyciła moją rękę i wstała. Gra znów się rozpoczęła. Wypadliśmy z
rytmu, a Marko znów próbował strzelić nam gola. Niall nie zdołał go zatrzymać,
a Amy… ona stała jak sparaliżowana. Marko strzelił nam gola, a pierwsza połowa
się skończyła z wynikiem 1:0 dla Shadowsów. Zeszliśmy do szatni, a Harreh
zaczął drzeć się po Amandzie, że gra jak ofiara i powinna wtedy zatrzymać Marko.
-Po prostu…! Gadasz, że Rosie gra jak skończona sierota, a
sama grasz, jak pokraka!- chodził w kółko i cały czas nadawał.
-Harry- upomniał go Nialler.
-Boże Amanda, jaka ty jesteś głupia!
-Harry!- teraz to ja krzyknęłam.- uspokój się, to nie jej
wina.
-A czyja!?
-Sam mogłeś obronić- wtrącił Liam. – jakbyś nie spał.
-Liam przestań- warknęłam. To nie jest wina Hazzy, że jest
chory. –to niczyja wina, po prostu się zagapiliśmy- powinni go podziwiać, za
to, że mimo choroby gra, że jest silny i potrafi spełniać swoje marzenia, nie
zważając na przeciwieństwa losu. Wyszliśmy na drugą połowę.
-Ey, patrzcie- trącił mnie Zayn i wskazał na trybuny, które
powoli się wypełniały. Był tata i mama Harrego.
-Patrz moja mama i Maya- Liam walnął Malika w bark i pokazał
palcem na miejsca siedzące. Widziałam jak Louis szukał swoich rodziców, ale
później zrezygnowany prychnął. Widać, że cierpi z powodu, tego, że rodzice się
nim nie interesują. Powinien im powiedzieć, że potrzebuje trochę ich uwagi.
-Dobra dzieciaki, teraz nie macie wymówek. Macie dla kogo
grać, dlatego pokażcie im- powiedział przez słuchawki Aarch. Pokiwaliśmy
pionowo głowami, a potem Zayn znów stanął do walki. Przejął piłkę i podał
Louisowi. Chłopak dryblując, ominął obronę, a potem strzelił. Piłka odbiła się
od słupka, ale Zayn użył oddechu i dobił, zdobywając tym samym pierwszy gol.
Wszyscy rzucili się, aby go uściskać, ale ja podeszłam do Louisa.
-Loui…- szatyn spojrzał na mnie i czekał aż coś powiem,
dlatego wzięłam głęboki wdech.- nie przejmuj się, na pewno oglądają i są dumni.
-Skąd to wiesz, co?- prychnął.- nie znasz ich, nie wiesz
jacy są naprawdę.
-Nie graj dla nich, tylko dla siebie. To twoje marzenia, a
nie ich, to ty będziesz z tym żył, a nie
oni. I pamiętaj, że zawsze będą cie kochać, niezależnie od tego jaki nieznośny
będziesz- wspięłam się na palce i musnęłam lekko jego policzek. Wróciłam na
swoją pozycję, a on puścił mi oczko. Marko biegł w stronę naszej bramki, ale
Niall użył oddechu i odebrał mu piłkę. Podał Amy, która podała do Zayna, a ten
do mnie. Wybiłam piłkę w górę na miarę swoich możliwości i kiwnęłam do Louisa,
na co zmarszczył brwi. Wywróciłam oczami i wybiłam się za sprawą fluxa. Podałam
do niego, a on? On wyzwolił oddech i strzelił bramkę.
-Yeah! Tak trzymaj Tommo!- wrzasnął Liam i pokazał mu kciuk
do góry. Znów piłka była w grze. Vincent strzelał do bramki, ale Harry spał.
-Hazz!- krzyknęliśmy wszyscy, a Curly skoczył i obronił,
nawet nie otwierając oczu. Odetchnęliśmy z ulgą. Zielonooki wstał i podał do
Nialla. Chłopak biegł po skrzydle, aż podał Louisowi. Szatyn po raz kolejny
użył oddechu i zdobył kolejny punkt. Mecz zakończył się 4:1 dla… nas! Zayn i
Louis strzelili po dwie bramki. Cieszę się, że wygraliśmy!
________________________
Ok następny rozdział... mam mieszane uczucia co do niego, ale ocenę pozostawiam was. GŁOSUJCIE W ANKIETACH!! Dzięki za te siedem komentarzy. W zakładce bohaterowie pojawiły sie nowe postaci, jeśli chcecie to zerknijcie. Zmieniła sie też nieco postać Rosie.
Buźka miśki ;**
świetny <3
OdpowiedzUsuńNareszcie się pogodzili <3 Olls:*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!!!
OdpowiedzUsuń